Przeciętny czas odpowiedzi systemu wynosi 97 milisekund, a więc obawy, że z powodu EET będą tworzyły się kolejki, nie potwierdziły się – powiedział w czwartek o godz. 13.00 dyrektor generalny Administracji Skarbowej, Martin Janeček.

 – W mojej restauracji nie było żadnych problemów technicznych. Wszystko działało tak, jak powinno – potwierdził Petr Humplík, właściciel jednej z restauracji w Czeskim Cieszynie, gdzie zwłaszcza w południe jest duży napór klientów.

Przedsiębiorca ujawnił wydatki, jakie musiał ponieść w związku z elektroniczną ewidencją utargu. – Musieliśmy przede wszystkim kupić kasy do EET, połączyć je kablami z drukarkami, zainstalować osobne połączenie internetowe do kas. Kasy kosztowały nas 30 tys. koron, do tego doszły dalsze koszty. Oprócz tego co miesiąc będziemy płacili za podłączenie do Internetu oraz opłatę firmie, która będzie się troszczyła o serwis kas. To dla mnie oznacza dodatkowe regularne wydatki miesięczne w wysokości ok. 1,5 tys. koron – wyliczył Humplík. Przyznał, że w związku z kosztami EET zmuszony był podnieść od 1 grudnia ceny obiadów.

Bogdan Pytlik, właściciel pensjonatu w Łomnej Dolnej, powiedział naszej gazecie, że już wcześniej kupił potrzebny sprzęt, dlatego w związku z EET nie musiał ponosić wysokich jednorazowych kosztów. – Już wcześniej kupiłem kasę fiskalną, teraz to była kwestia dostosowania oprogramowania. Tak czy inaczej EET będzie dla mnie oznaczało wyższe koszty bieżące – fiskalizacja każdej transakcji przełoży się na większy nakład pracy księgowej, której będę musiał więcej zapłacić, miesięcznie będę też płacił raty za wsparcie oprogramowania – powiedział Pytlik. – Myślę, że niektórzy właściciele restauracji czy innych placówek gastronomicznych, które ledwo co utrzymują się na granicy rentowności, zrezygnują z dalszego prowadzenia interesu – dodał.