sobota, 27 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Sergiusza, Teofila, Zyty| CZ: Jaroslav
Glos Live
/
Nahoru

Region podobny, lecz inny | 18.07.2018

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 30 s
Hynek Böhm przy każdej okazji przekonuje, że należy wspierać mniejszości narodowe. Fot. Danuta Chlup

W ramach czesko-polskiego projektu realizowanego przez cieszyńskie Stowarzyszenie Rozwoju i Współpracy Regionalnej „Olza” oraz trzyniecki Instytut Euroschola Hynek Böhm odwiedził w czerwcu siedzibę Kongresu Polaków w Czeskim Cieszynie wraz z gimnazjalistami z Trzyńca, by zapoznać ich z historią i współczesnością polskiej mniejszości. Choć sam jest Czechem, przekonywał młodzież, jakim bogactwem dla regionu jest jego wielonarodowościowy charakter.

 

Przekonałam się już, że pana stosunek do polskiej mniejszości jest nader pozytywny. A jakie są pana korzenie? Mówi pan stosunkowo dobrze po polsku...

– Mama pochodzi „stela”, z dziadkami w Jabłonkowskiem rozmawiałem „po naszymu”. Rodzina ze strony mamy deklarowała co prawda czeską narodowość, lecz ja osobiście uważam, że kto pochodzi z tych stron, nigdy nie ma w stu procentach czeskich korzeni. Ojciec przyjechał z Moraw, z Trzebicza. Skończyłem czeskie szkoły, na studiach spotkałem kolegów – absolwentów polskich szkół z Zaolzia. W nauce języka polskiego najbardziej pomogła mi współpraca na rzecz Euroregionu Śląsk Cieszyński, gdzie spotykałem się i prowadziłem rozmowy z polskimi partnerami.

 

Zajmuje się pan współpracą transgraniczną i wykłada pan geografię polityczną na uniwersytecie w Libercu. Historia tamtego regionu była w przeszłości bardzo złożona.

– Po wojnie doszło do znaczących zmian w przebiegu granic. Na obszarze tym stykają się granice trzech państw: Czech, Polski i Niemiec. Tam, gdzie przed wojną biegła granica niemiecko-czechosłowacka, teraz jest częściowo granica czesko-polska, ponieważ granica Polski została po wojnie przesunięta dalej na zachód. W dodatku zarówno po czeskiej, jak i polskiej stronie dochodziło do ogromnych ruchów ludności. Niemców wysiedlono, ich miejsce zastąpiła ludność niezwiązana z tym regionem.

 

I to się przekłada na stosunek mieszkańców do tej ziemi?

– Tak. U nas, na Śląsku Cieszyńskim, po obu stronach granicy, przywiązanie do ziemi i do korzeni jest na pewno silniejsze. W regionie libereckim, pomimo że od przesiedleń upłynęły już dziesiątki lat, obserwuję coś takiego, że ludzie ciągle nie traktują tej ziemi jak własnej. Widać, że wysiedlenie autochtonicznej ludności niemieckiej zubożyło ten region, ponieważ skradziono mu część pamięci historycznej.

 

Są w regionie libereckim realizowane projekty transgraniczne, których celem jest uporanie się z bolesnymi etapami w historii wzajemnych stosunków?

– Jeśli chodzi o Czechów i Polaków, to raczej nie ma takiej potrzeby. Mieszkający tam Czesi i Polacy nie wyrządzili sobie nawzajem krzywd, to raczej u nas, na Śląsku Cieszyńskim, gdzie spór o przebieg granicy po I wojnie światowej miał dość ostry przebieg, te sprawy są bardziej żywe.

 

Miałam raczej na myśli stosunki czesko-niemieckie.

– Dzisiaj nie przemilcza się faktu, że także strona czeska, podczas wysiedlania, dopuszczała się czasem okrucieństw na niemieckiej ludności cywilnej, były ofiary. Jeżeli dochodziło do takich incydentów, to mówi się o nich. Ale projekty są bardziej skierowane na wspólną przyszłość, nie na to, co było.

 

A jak wyglądają sąsiedzkie relacje czesko-polskie pod kątem wzajemnej współpracy?

– W większym stopniu pojawia się problem językowy, częściej niż u nas korzysta się z pomocy tłumaczy. Wspólne projekty być może nie są tak złożone jak na Śląsku Cieszyńskim, z drugiej strony samorządowcy z obu stron granicy, nawet z małych wiosek, bardzo chętnie nawiązują kontakty transgraniczne. Taką siłą napędową tych działań jest sam hetman województwa libereckiego, Martin Půta, który ma żonę Polkę, a na dodatek pochodzi z Gródka nad Nysą, miejscowości położonej parę kilometrów od czesko-polsko-niemieckiego trójstyku.

 

Podczas spotkania z gimnazjalistami w Kongresie Polaków podkreślał pan rolę mniejszości narodowych w regionie. Należy je nie tylko tolerować, ale wręcz się cieszyć z ich obecności?

– Uważam, że każdy region, który jest zróżnicowany etnicznie, w którym żyją ludzie różnych narodowości, mający świadomość swojej tożsamości, ma duży potencjał gospodarczy. To widać nie tylko u nas, ale w różnych krajach Europy. Jestem wielkim zwolennikiem, by wspierać mniejszości narodowe w ich rozwoju.

Rozmawiała: Danuta Chlup.


Może Cię zainteresować.