sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Przyroda jest źródłem inspiracji - rozmowa | 25.09.2018

W mosteckim ogródku działkowym Jana Czepca i jego żony widać rękę mężczyzny – „złotej rączki”. W rozmowie z gospodarzem można się przekonać, że to człowiek o zgrabnych rękach i duszy artysty, wrażliwy na otaczającą go przyrodę. 

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 30 s
Jan Czepiec z korzeniem – jaszczurem. Fot. Danuta Chlup

Rozmowa Danuty Chlup

 

Lubi pan obserwować przyrodę. W korzeniach, gałęziach drzew dostrzega pan ukryte kształty. Zawsze tak było?

– Od najmłodszych lat miałem kontakt z przyrodą. Pochodzę z rodziny wielodzietnej, miałem dziewięcioro rodzeństwa. Teraz mieszkam w Jabłonkowie, lecz pochodzę z Mostów i tu mamy teraz domek na działce. Ojciec pracował w hucie, mama prowadziła dom. Prace w domu i w naszym małym gospodarstwie mieliśmy podzielone w zależności od wieku. Nieraz paśliśmy z kolegami krowy pod lasem, a przy tym bawiliśmy się tym, co było pod ręką. Strugaliśmy patyki, robiliśmy różne rzeczy z tego, co znaleźliśmy w lesie. Później, kiedy założyłem rodzinę i mieliśmy małe dzieci, chodziliśmy z żoną i z dziećmi niemal każdą niedzielę do lasu. Z każdego takiego spaceru przynosiłem jakieś korzenie, ciekawie ukształtowane patyki. W każdym tym korzeniu widzę coś ciekawego. Nie rzeźbię w drewnie, tylko lekko obrabiam te rzeczy, ucinam zbędne odnogi, podkreślam kształt, który nadała im sama natura. Powstają zwierzęta, ptaki czy inne wytwory. Teraz na przykład mam tu w ogrodzie jaszczura z korzenia.  

Stoi tam też kilka wydrążonych pni z daszkami…

– Potrafię wykorzystać stare, w środku spróchniałe pnie. Znajomy sporządza mi na nie gontowe, stożkowate daszki. Z jednego zrobiłem domową wędzarnię, inny służy do zabawy wnukom jako wieża, jeszcze inne czekają na wykorzystanie. Z obumarłych, wydrążonych gałęzi zrobiłem kilka budek dla ptaków. Zbijam także klasyczne ptasie budki, z desek. Na mojej trasie, po której biegam na Girową, powiesiłem już chyba ze czterdzieści budek.

Biegiem pokonuje pan trasę na Girową?

– Tak, mniej więcej raz w tygodniu. Bieg to moja sportowa pasja, biegam już od dwudziestu lat. Lubię też chodzić. Kiedy przed czteroma laty przeszedłem na emeryturę, postanowiłem obejść wzdłuż granic całą Republikę Czeską. Podzieliłem to na kilka etapów, co roku zaliczałem jeden. Dziennie pokonywałem średnio 40 kilometrów. Udało mi się, a ostatnio, z kolegą, zaczęliśmy w ten sam sposób przemierzać Słowację. W przyszłym roku czeka mnie kolejny odcinek. Aha, mam jeszcze jedno „zboczenie” – kąpiel w zimnej wodzie. Kiedy jestem tu, na działce, gdzie mamy basen, każdy dzień, dopóki lód nie skuje wodę, zaczynam od kąpieli. W Sylwestra kąpię się tradycyjnie w Łomniance.

 

Więcej do przeczytania we wtorkowym "Głosie" z 25 września 2018.



Może Cię zainteresować.