piątek, 26 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Marii, Marzeny, Ryszarda| CZ: Oto
Glos Live
/
Nahoru

Jej setne urodziny | 18.11.2018

Joanna Jurgała-Jureczka, nasza stała felietonistka, tym razem pochyla się nad Ojczyzną. Pod wieloma postaciami.

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Fot. ARC
 

Kiedy myślę Ojczyzna – wspominam Maderę i ważny mecz, podczas którego Kuba Błaszczykowski pechowo nie strzelił karnego. Za to Lewandowski już na początku zapewnił nam prowadzenie. Wokół nas sami Portugalczycy. Wyciągamy szaliki kibica. Zdziwieni, któż cieszy się z tej bramki, przyglądają się nam: biało-czerwonym. A my tyle kilometrów od domu – z ojczyzny dumni. Nawet, jeśli ostatecznie przegrani.

Kiedy myślę Ojczyzna – wspominam opowieść pana Gustawa. Był wtedy jeszcze dzieckiem. I bardzo chciał służyć jako ministrant. Z biednej rodziny, więc najczęściej boso stał przy ołtarzu, a mądry ksiądz proboszcz uczył go nie tylko łacińskich formułek, ale także uczył go Polski. Podsuwał książki, gazety i opowiadał. Jeszcze wojny nie było, a ksiądz już był na liście tych, których Niemcy chcieli się jak najszybciej pozbyć. Przyszli po niego w październiku 1939 roku. Trwał różaniec. Kościelny przyklęknął obok, coś szepnął do ucha. Ksiądz drgnął, ale nie przerwał modlitwy. Jeszcze błogosławieństwo. Schował monstrancję i wyszedł. W zakrystii czekali na niego dwaj niemieccy żandarmi. Zapytał, czy może zabrać płaszcz. Pozwolili. Mały Gustaw z przerażeniem patrzył, jak prowadzą go do więziennego auta. Widział, jego twarz w oknie tylnej szyby, kiedy patrzył na kościół, na ludzi, których uczył Polski. Patrzył ostatni raz. Nigdy tu nie wrócił, zginął w obozie, a jego twarz, jego mądrość i dobroć - Gustaw zapamiętał na całe życie.

Kiedy myślę Ojczyzna – wspominam szorstkie, spracowane dłonie mojej babci. I jasną, uśmiechniętą twarz mojej młodej mamy, która pokazywała mi morze stokrotek na łące niedaleko domu. I mówiła, że to skromne, piękne kwiatki, że można wróżyć z ich płatków - kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje…. Byłam taka mała, a mój dom rodzinny był najbliżej mnie. Zdawało mi się, że nie ma na świecie żadnych innych miejsc.

Kiedy myślę – Ojczyzna, widzę gaździnki w strojach cieszyńskich, które najpiękniej, jak potrafiły, śpiewały: „Ojcowski dom to istny raj, dar Ojca niebieskiego”. A ja słuchałam uważnie słów prawdziwych, pięknych, wzruszających. Tak, to prawda – tu, w tym domu moja mama uśmiechnęła się do mnie po raz pierwszy i ja ten uśmiech odwzajemniłam. Tu nauczyłam się mówić, nauczyłam się rozmawiać z Bogiem i ludźmi. Po polsku. I myśleć po polsku. A kiedy gdziekolwiek stąd wyruszam, choćby nie wiem, jak daleko - i choćby nie wiem w jak cudowne i zapierające dech w piersiach krainy - mam w sercu moje sacrum i centrum świata. Mój dom.

Kiedy myślę – Ojczyzna – wspominam usychających z tęsknoty latarników, którzy czytając: „ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie” – płakali. I tych, którzy, jak Adam Mickiewicz, słowa te pisali. Bo w pięknym europejskim mieście - w Paryżu, nie znaleźli tego, co mieli u siebie. I tych, którzy, jak Chopin, choć byli obywatelami świata, wciąż słyszeli polskie mazurki i szum polskich drzew. „Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił” – szeptali zamyśleni.

Kiedy myślę – Ojczyzna – wspominam szeleszczące husarskie skrzydła, które widziałam, słuchając opowieści o czasach dawno minionych. I szczęk oręża i bezimienne groby. I Kmicica, który nikogo się nie bał, i Małego Rycerza, który był wielki i niezwyciężony. I Zawiszę Czarnego – najsilniejszego na świecie. I Stańczyka – najsmutniejszego błazna. Wiedział, że nasze zwycięstwa poprzedzają klęski, a po klęskach jest nadzieja na nowe zwycięstwo. Tacy jesteśmy.

W dniu setnych urodzin Niepodległej przywołuję wszystkie najpiękniej brzmiące określania. A nade wszystko to najważniejsze: Ojczyzna – matka.

I nie chcę w tym dniu słyszeć o sporach wokół pomników, o marszach, o kłótniach, o tych politykach z różnych stron politycznej sceny, którzy próbują się ogrzać w blasku jej majestatu. A powinni stanąć z głową spuszczoną i nie podnosić oczu. Bo przed nimi budowały jej chwałę pokolenia. Pokolenia prawdziwych mocarzy, wojowników, rycerzy. Rzesze pokornych i bezimiennych. Zastępy mądrych i przewidujących - Polaków. Tych, dla których była matką. Była szumiącymi łanami zbóż, bocianimi gniazdami na strzechach, umajonymi łąkami. Święta i wymagająca. Umarła i zmartwychwstała. W myślach i w sercu. Ojczyzna.

Joanna Jurgała-Jureczka (tekst pojawił się w rubryce "Słowa z kapelusza", w ostatnim papierowym wydaniu "Głosu").



Może Cię zainteresować.